chcialam tylko dac znac, ze zyje. nie mam teraz za bardzo czasu, poprawiam oceny. ciagle staram sie pisac, ale do komputera nie mam dostepu. pisze z telefonu, stad brak polskich znakow i wielkich liter. nawet nie moge tego napisac w nawiasie, co za masakra, czo ten telefon, hm?
no, a wiec przepraszam, za nadchadzacy przestoj w postach, gdy tylko bede mogla, dodam to co juz bede miala.
pozdrawiam, amaritudine.
Tutaj właśnie jest tytuł.
piątek, 22 listopada 2013
wtorek, 12 listopada 2013
Rozdział 1.
Przez wysokie okna wielkiego zamku przedostawały się pierwsze promienie słońca. Opustoszałe korytarze wyglądały magicznie. Wszystko wydawało się takie senne i nierzeczywiste. Spokojne. Jeszcze tak niedawno nad pięknymi marmurami wisiała groźba unicestwienia, mury waliły się jeden za drugim, choć stały niewzruszone przez tyle długich lat, strzegąc kolejne pokolenia młodych czarodziei. A teraz? Zamek wyglądał jakby nic z tego nigdy nie miało miejsca dając poczucie bezpieczeństwa kolejnym uczniom. A jednak w pamięci każdego biorącego udział w obronie tych murów zostaną wspomnienia z bitwy. Oni chodząc tymi korytarzami będą czuli ulgę, ale jednocześnie będą wiedzieć, że Hogwart nie jest tak bezpieczny jak się wszystkim wydawało.
Pierwszy września.
Powrót do szkolnego rytmu.
W sercach powracającej do szkoły trójki Gryfonów czaił się niepokój. Harry, Hermiona i Ginny zajmowali osobny przedział, by móc w swoim towarzystwie cieszyć się podróżą, choć przez większość czasu po prostu milczeli. Potter trzymał drobną dłoń Rudej w swojej, kciukiem delikatnie rysując koła na jej wierzchu. Hermiona dobrze wiedziała jak wiele otuchy mogą przynieść takie drobne gesty i była dumna ze swojego przyjaciela, który tak dbał o Ginny. Ona siedziała naprzeciw pary, udając zainteresowanie artykułem zamieszczonym w Proroku Codziennym. Myślami jednak wciąż była w Wenecji, z rodzicami, którym nie zdołała przywrócić pamięci. Nie sądziła, że rzucone przez nią zaklęcie zapomnienia będzie tak silne, prawdopodobnie nieodwracalne. Chwilowa ulga spowodowana widokiem rodziców całych i zdrowych, niedotkniętych w żaden sposób wojną ustąpiła miejsca rozczarowaniu. Ze łzami w oczach opuściła piękną Wenecję, wróciła do Londynu, wynajęła pokój w Dziurawym Kotle i czekała aż będzie mogła wrócić do miejsca, w którym zawsze była szczęśliwa.
- Hermiono?- Złoty Chłopiec patrzył na nią z troską.- Coś nie tak?
Brązowowłosa otrząsnęła się z przykrych myśli i pojęła, że po jej policzku spłynęła łza. Pociągnęła nosem i wytarła ją szybko.
-Wszystko dobrze, Harry.- zapewniła beznamiętnym głosem.
Ruda zerknęła szybko na swojego partnera, przesiadła się na ławkę koło Hermiony i złapała ją za rękę. Szkliste, czekoladowe oczy spojrzały na nią ufnie i nagle Ginny trzymała w swoich ramionach drobne ciało przyjaciółki. Po chwili Harry zajął miejsce z drugiego boku Hermiony i głaskał ją delikatnie po plecach. Nie powiedziała im, że rzuciła zbyt mocne zaklęcie, ale kto by się nie domyślił? Mieli tyle taktu, by nie poruszać tego tematu, nie wiedzieli jednak, że w Wenecji zdarzyło się coś jeszcze.
Nic znaczącego. Jedna chwila, jedno spojrzenie. Dostrzegła ją i wiedziała, że ona również ją poznała. Te oczy poznałaby wszędzie, tylko z nich tryskało takie okrucieństwo i szaleństwo, choć resztą w ogóle jej nie przypominała. Bellatrix Lestrange. Wciąż na wolności. Jej najgorszy koszmar mógł być wszędzie, ale nie, musiała na nią trafić. Teraz i Bellatrix wiedziała, że ona ma się dobrze, więcej, wiedziała, że leci do Londynu, nie trudno było się tego domyśleć patrząc do jakiego samolotu wsiadała.
Bała się. Wmawiała sobie, że w Hogwarcie będzie bezpieczna, ale nie była w stanie w to uwierzyć. Nie po tym co się wydarzyło, nie po tych wszystkich latach kiedy zło przedzierało się do zamkowego wnętrza.
Wszystko było takie samo, choć zmieniło się tak wiele.
Tym razem jej serce zamiast podskoczyć radośnie na widok jej drugiego, lecz nie mniej prawdziwego, domu jedynie zmieniło rytm. Nie łomotało uszczęśliwione. Zrozumiała, że idzie w stronę powozów jak na ścięcie. Straciła całą swoją werwę, w jej oczach nie było cienia dziecięcej radości, która zawsze ją ogarniała. To nie była ta sama Hermiona Granger.
Jasna błyskawica przecięła iluzję nieba w towarzystwie rozdzierającego ryku burzy. Zimne krople deszczu odbijały się od okien Wielkiej Sali, ciemne chmury były tak ponure jak jego myśli.
Wiedział, że nie jest tam mile widziany. Ślizgoni w większości go ignorowali, a inni uczniowie zerkali spode łba. Wszyscy, co do jednego. Rozejrzał się jeszcze raz władczym wzrokiem, nie zważając na wrogie spojrzenia. Hm, jednak nie wszyscy, pomyślał. Wiewióra, Potter i Granger chyba mają mnie głęboko w nosie. Uśmiechnął się drwiąco i wrócił do jedzenia.
Ruszyła w stronę dyrektorki. Normalnie zastanawiałaby się dlaczego profesor McGonnagall chce z nią porozmawiać, ale czuła się jakoś dziwnie otępiała, nic do niej nie docierało. Szła więc przed siebie niezbyt pewnym krokiem i z pustką w głowie.
- O co chodzi pani profesor? - zapytała, stając naprzeciw niej.
- Och, Hermiona, tak, tak...- wydawała się być nieco rozkojarzona, zapewne przez natłok nowych obowiązków.- Chciałam zapytać czy jesteś pewna swojej decyzji. Kiedy oddam odznakę innemu uczniowi nie będzie już odwrotu.- Do jej oczu wróciła stanowczość.
- Tak, jestem pewna. Nie potrzebuje dodatkowych obowiązków.
Dyrektorka z rozczarowaniem, ale i zrozumieniem odesłała ją do dormitorium. Hermiona biegiem pokonała wszystkie schody i korytarze prowadzące do portretu Grubej Damy- nie znała hasła i miała nadzieję zdążyć wejść razem z resztą uczniów. Ciężko dysząc dołączyła do grupki przedostających się przez dziurę za obrazem Gryfonów, a potem nie czekając na nic wspięła się do swojego dormitorium i rzuciła na łóżko.
- O, jesteś już.- zauważyła Ruda wychodząc z łazienki z ręcznikiem na głowie.- Czego chciała McGonnagall?- zapytała ściągając ręcznik i susząc włosy różdżką.
- Niczego konkretnego.- skłamała gładko. Nie powiedziała przyjaciołom, że zrezygnowała z posady prefekta naczelnego. Nie zrozumieliby.
- To do niej nie podobne...- zaczęła Ginny, ale Hermiona nie usłyszała dalszej części tej wypowiedzi, bo gdy tylko zamknęła oczy zapadła w mocny sen.
~*~
No i jest. Stanowczo później i krócej niż zamierzałam, ale wyszło jak wyszło, nie macie wyboru, musicie mi wybaczyć. Nadal nie ma szablonu (wciąż czekam), a tytuł bloga powala, wiem, ale wciąż nad tym pracuje. Nigdy nie byłam dobra w tworzeniu blogów, nie oceniajcie :c
Mam szczerą nadzieję, że jakoś to wyszło, jeśli znajdzie się jakaś literówka lub poważniejszy błąd to przepraszam, dużą część tego rozdziału pisałam w nocy, a muszę przyznać, że bardzo nie lubię czytać tego co sama piszę. Więc jeśli się coś znajdzie to proszę o zawiadomienie mnie o tym w komentarzu :)
No i to na tyle, bo znowu się okaże, że notka pod rozdziałem będzie dłuższa od tekstu 'właściwego'.
Pozdrawiam wszystkich i życzę miłego dnia/wieczora/nocy :)
tumblr i ask :)
Pierwszy września.
Powrót do szkolnego rytmu.
W sercach powracającej do szkoły trójki Gryfonów czaił się niepokój. Harry, Hermiona i Ginny zajmowali osobny przedział, by móc w swoim towarzystwie cieszyć się podróżą, choć przez większość czasu po prostu milczeli. Potter trzymał drobną dłoń Rudej w swojej, kciukiem delikatnie rysując koła na jej wierzchu. Hermiona dobrze wiedziała jak wiele otuchy mogą przynieść takie drobne gesty i była dumna ze swojego przyjaciela, który tak dbał o Ginny. Ona siedziała naprzeciw pary, udając zainteresowanie artykułem zamieszczonym w Proroku Codziennym. Myślami jednak wciąż była w Wenecji, z rodzicami, którym nie zdołała przywrócić pamięci. Nie sądziła, że rzucone przez nią zaklęcie zapomnienia będzie tak silne, prawdopodobnie nieodwracalne. Chwilowa ulga spowodowana widokiem rodziców całych i zdrowych, niedotkniętych w żaden sposób wojną ustąpiła miejsca rozczarowaniu. Ze łzami w oczach opuściła piękną Wenecję, wróciła do Londynu, wynajęła pokój w Dziurawym Kotle i czekała aż będzie mogła wrócić do miejsca, w którym zawsze była szczęśliwa.
- Hermiono?- Złoty Chłopiec patrzył na nią z troską.- Coś nie tak?
Brązowowłosa otrząsnęła się z przykrych myśli i pojęła, że po jej policzku spłynęła łza. Pociągnęła nosem i wytarła ją szybko.
-Wszystko dobrze, Harry.- zapewniła beznamiętnym głosem.
Ruda zerknęła szybko na swojego partnera, przesiadła się na ławkę koło Hermiony i złapała ją za rękę. Szkliste, czekoladowe oczy spojrzały na nią ufnie i nagle Ginny trzymała w swoich ramionach drobne ciało przyjaciółki. Po chwili Harry zajął miejsce z drugiego boku Hermiony i głaskał ją delikatnie po plecach. Nie powiedziała im, że rzuciła zbyt mocne zaklęcie, ale kto by się nie domyślił? Mieli tyle taktu, by nie poruszać tego tematu, nie wiedzieli jednak, że w Wenecji zdarzyło się coś jeszcze.
Nic znaczącego. Jedna chwila, jedno spojrzenie. Dostrzegła ją i wiedziała, że ona również ją poznała. Te oczy poznałaby wszędzie, tylko z nich tryskało takie okrucieństwo i szaleństwo, choć resztą w ogóle jej nie przypominała. Bellatrix Lestrange. Wciąż na wolności. Jej najgorszy koszmar mógł być wszędzie, ale nie, musiała na nią trafić. Teraz i Bellatrix wiedziała, że ona ma się dobrze, więcej, wiedziała, że leci do Londynu, nie trudno było się tego domyśleć patrząc do jakiego samolotu wsiadała.
Bała się. Wmawiała sobie, że w Hogwarcie będzie bezpieczna, ale nie była w stanie w to uwierzyć. Nie po tym co się wydarzyło, nie po tych wszystkich latach kiedy zło przedzierało się do zamkowego wnętrza.
Wszystko było takie samo, choć zmieniło się tak wiele.
Tym razem jej serce zamiast podskoczyć radośnie na widok jej drugiego, lecz nie mniej prawdziwego, domu jedynie zmieniło rytm. Nie łomotało uszczęśliwione. Zrozumiała, że idzie w stronę powozów jak na ścięcie. Straciła całą swoją werwę, w jej oczach nie było cienia dziecięcej radości, która zawsze ją ogarniała. To nie była ta sama Hermiona Granger.
Jasna błyskawica przecięła iluzję nieba w towarzystwie rozdzierającego ryku burzy. Zimne krople deszczu odbijały się od okien Wielkiej Sali, ciemne chmury były tak ponure jak jego myśli.
Wiedział, że nie jest tam mile widziany. Ślizgoni w większości go ignorowali, a inni uczniowie zerkali spode łba. Wszyscy, co do jednego. Rozejrzał się jeszcze raz władczym wzrokiem, nie zważając na wrogie spojrzenia. Hm, jednak nie wszyscy, pomyślał. Wiewióra, Potter i Granger chyba mają mnie głęboko w nosie. Uśmiechnął się drwiąco i wrócił do jedzenia.
Ruszyła w stronę dyrektorki. Normalnie zastanawiałaby się dlaczego profesor McGonnagall chce z nią porozmawiać, ale czuła się jakoś dziwnie otępiała, nic do niej nie docierało. Szła więc przed siebie niezbyt pewnym krokiem i z pustką w głowie.
- O co chodzi pani profesor? - zapytała, stając naprzeciw niej.
- Och, Hermiona, tak, tak...- wydawała się być nieco rozkojarzona, zapewne przez natłok nowych obowiązków.- Chciałam zapytać czy jesteś pewna swojej decyzji. Kiedy oddam odznakę innemu uczniowi nie będzie już odwrotu.- Do jej oczu wróciła stanowczość.
- Tak, jestem pewna. Nie potrzebuje dodatkowych obowiązków.
Dyrektorka z rozczarowaniem, ale i zrozumieniem odesłała ją do dormitorium. Hermiona biegiem pokonała wszystkie schody i korytarze prowadzące do portretu Grubej Damy- nie znała hasła i miała nadzieję zdążyć wejść razem z resztą uczniów. Ciężko dysząc dołączyła do grupki przedostających się przez dziurę za obrazem Gryfonów, a potem nie czekając na nic wspięła się do swojego dormitorium i rzuciła na łóżko.
- O, jesteś już.- zauważyła Ruda wychodząc z łazienki z ręcznikiem na głowie.- Czego chciała McGonnagall?- zapytała ściągając ręcznik i susząc włosy różdżką.
- Niczego konkretnego.- skłamała gładko. Nie powiedziała przyjaciołom, że zrezygnowała z posady prefekta naczelnego. Nie zrozumieliby.
- To do niej nie podobne...- zaczęła Ginny, ale Hermiona nie usłyszała dalszej części tej wypowiedzi, bo gdy tylko zamknęła oczy zapadła w mocny sen.
~*~
No i jest. Stanowczo później i krócej niż zamierzałam, ale wyszło jak wyszło, nie macie wyboru, musicie mi wybaczyć. Nadal nie ma szablonu (wciąż czekam), a tytuł bloga powala, wiem, ale wciąż nad tym pracuje. Nigdy nie byłam dobra w tworzeniu blogów, nie oceniajcie :c
Mam szczerą nadzieję, że jakoś to wyszło, jeśli znajdzie się jakaś literówka lub poważniejszy błąd to przepraszam, dużą część tego rozdziału pisałam w nocy, a muszę przyznać, że bardzo nie lubię czytać tego co sama piszę. Więc jeśli się coś znajdzie to proszę o zawiadomienie mnie o tym w komentarzu :)
No i to na tyle, bo znowu się okaże, że notka pod rozdziałem będzie dłuższa od tekstu 'właściwego'.
Pozdrawiam wszystkich i życzę miłego dnia/wieczora/nocy :)
tumblr i ask :)
niedziela, 27 października 2013
Prolog.
Jak to się dzieje, że koniec tak często jest również początkiem?
Wojna dobiegła końca. Aż trudno było uwierzyć, że wszystko się skończyło. Nie ma Voldemorta, nikt nie czai się w mroku i nie czyha na niczyje życie, nie ma Śmierciożerców, nie ma ciągłego strachu o życie swoje i najbliższych.
Harry Potter dostał propozycję pracy w Biurze Aurorów, jak każdy biorący ydział w I Bitwie o Hogwart, jednak w przeciwieństwie do swojego przyjaciela, Rona Weasleya, nie skorzystał z niej- za namową Hermiony Granger, kolejnej bohaterki wojennej, postanowił wrócić do Hogwartu i ukończyć naukę. Azkaban był przepełniony byłymi Śmierciożercami, mimo iż wielu uniewinniono. Przykładem był Draco Malfoy, za którym wstawił się Chłopiec, Który Przeżył, zapewniając mu w ten sposób wolność. Narcyza Malfoy po śmierci swojego męża, Lucjusza, wróciła do nazwiska panieńskiego, sprzedała Malfoy Manor i kupiła niewielki dom na przedmieściach Londynu, gdzie mieszkała wraz z synem. Jednak pomimo uniewinnienia Dracon budził nienawiść w równieśnikach, a panna Black była pod stałą obserwacją.
Nareszcie miał zapanować spokój. Nadszedł czas na nowy początek. Świeży start na który każdy zasługiwał.
~*~
No i jest. Prolog, jak prolog, trochę nudny, niezbyt wciągający, ale małe wprowadzenie musi być. Nigdy nie umiałam pisać takich informacji w pigułce i pewnie już nigdy się nie nauczę. Mam jednak nadzieję, że wygląda to znośnie i nie zrazicie się za bardzo :3
Wciąż czekam na szablon, który i tak powinien pojawić się w ekspresowym tempie ze względu na znajomości, hyhy :3
Ciekawe czy ktokolwiek tu zajrzy .__. Jeśli jesteś, to zostaw komentarz, nawet głupią emotikonkę.
Pierwszy rozdział? Mam nadzieję, że pojawi się do piątku, bo w weekend raczej nie będę mogła nic dodać.
No, to tyle z mojej gadaniny. Pozdrawiam serdecznie :)
Notka organizacyjna, bardziej dla mnie niż dla was.
Spontaniczną decyzją było napisanie prologu ołówkiem na gładkiej kartce. Spontaniczną decyzją było założenie konta na bloggerze, bez konkretnego planu. Mniej spontanicznie zabrałam się za zakładanie bloga. Nie wiem co z tego będzie, czy coś będzie w ogóle. Nie wiem czy zmobilizuję się do zamówienia jakiegoś szablonu. Nie wiem czy ktokolwiek będzie to czytał i nie wiem czy ja aby na pewno chcę tu publikować. Ale od czegoś trzeba zacząć, a ponieważ uwielbiam pisać to może to być dobry początek.
Większość osób zakłada blogi z jakiegoś powodu, wiedząc co chcą na nim publikować i jak to ma wszystko wyglądać. Mają w głowie historię, którą będą opowiadać. Cóż, ja tego nie mam. To będzie pewnie kompletna improwizacja i bardzo mocno polegam tu na mojej wyobraźni. Wierzę, że mnie nie zawiedzie.
Dobra, rozgadałam się na początku i pewnie tym samym zraziłam do siebie już parę osób (zakładając, że ktokolwiek tu trafił). Nie wiem kiedy pojawi się prolog i pierwszy 'rozdział'. Nie wiem nic. Może do zobaczenia.
-Amaritudine.
Większość osób zakłada blogi z jakiegoś powodu, wiedząc co chcą na nim publikować i jak to ma wszystko wyglądać. Mają w głowie historię, którą będą opowiadać. Cóż, ja tego nie mam. To będzie pewnie kompletna improwizacja i bardzo mocno polegam tu na mojej wyobraźni. Wierzę, że mnie nie zawiedzie.
Dobra, rozgadałam się na początku i pewnie tym samym zraziłam do siebie już parę osób (zakładając, że ktokolwiek tu trafił). Nie wiem kiedy pojawi się prolog i pierwszy 'rozdział'. Nie wiem nic. Może do zobaczenia.
-Amaritudine.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)